Plaże Hawany – wyprawa do Guanabo
Po tłocznej plaży w Santa Maria del Mar potrzebowaliśmy odmiany. Wytypowaliśmy najbardziej oddaloną od Hawany miejscowość z Playas del Este – Guanabo. Tym razem zamiast jechać taksówką chcieliśmy sprawdzić, jak działa komunikacja na Kubie. Postawiliśmy na kolej, zachęceni opisem w przewodniku („najmniej polecaną opcją dojazdu na plaże jest wiecznie opóźniona kubańska kolej”[1]).
Pociągi w kierunku Playas del Este, do Guanabo, ruszają z miejscowości Casablanca. Do Casablanki trzeba popłynąć promem z portu w Hawanie. Koszt rejsu powinien wynosić 0,25 CUC. Cena dla nas? 1 CUC od osoby, 4 razy więcej. Pan bileter nie chciał nawet się targować. To zresztą dość typowe na Kubie – należy zakładać, że proponowana cena wyjściowa dla turysty jest mniej więcej cztery razy wyższa od standardowej; ta zasada dotyczy niemalże wszystkiego.
Wioska Guanabo jest oddalona od Hawany o ok. 30 kilometrów. Trasę pokonujemy promem (Hawana – Casablanca), a następnie pociągiem (Casablanca – Guanabo) i zajmuje nam to łącznie ok. 3 godzin. Mimo rozkładów jazdy pociągi kursują jak chcą, trzeba założyć co najmniej półgodzinne opóźnienie.
Gdy pociąg w końcu wjeżdża na peron, okazuje się, że tak szybko nie ruszy. Siedzimy w środku pół godziny, pocąc się i sapiąc, marząc o klimatyzacji i czekając na start, a w międzyczasie maszynista stoi na dachu i wali młotkiem w pantograf – ewidentnie coś naprawia. Kolejni pasażerowie rezygnują z podróży i wysiadają, tracąc nadzieję, że żelastwo kiedykolwiek ruszy. Ale ruszyło.
A wraz z pociągiem ruszyła też muzyka z boomboksa jednego z pasażerów, sprzedaż chrupek, głośne rozmowy i żarty. Na pokładzie przewaga lokalesów, ale wypatrujemy też paru turystów, równie szalonych i uradowanych co my. Jedziemy w tempie 15-20 km na godzinę, często zatrzymując się na „przystankach” (proste betonowe rampy wyrastające na pustkowiu). Pociąg raz na jakiś zaczyna się nawet cofać, żeby możliwe było minięcie pojazdu jadącego z naprzeciwka. Po pewnym czasie zatrzymuje się też na dłużej i znowu słyszymy stukanie maszynisty na dachu.
„Guanabo, Guanabo!” odzywa się pan bileter, który miał nas powiadomić, gdy dotrzemy na miejsce. Patrzymy na niego z niedowierzaniem. To tutaj, w tym polu mamy wysiąść? Nigdzie nie widać żadnych budynków, plaży ani miasta. Ale on upiera się, że jesteśmy na miejscu i macha ręką, że mamy wychodzić. Wysiadamy więc, razem z nami para z małą, na oko dwuletnią dziewczynką i jeszcze jedna turystka. Właśnie takie sytuacje najbardziej sprzyjają integracji za granicą, a więc poznajemy parę Amerykanów z córeczką i Australijkę. Każdy opowiada o tym, skąd jest i co go sprowadza na Kubę, ale, co najważniejsze, ustalamy wspólny plan działania – zrzucamy się na taksówkę, która dowiezie nas tam, gdzie nie dowiózł nas pociąg.
Dochodzimy do szosy, próbujemy złapać taksówkę, ale nie widać żadnych aut. Po paru minutach spaceru z oddali zaczyna się wyłaniać samochód. Stary, jasnoniebieski, wielki Chevrolet. Do taksówki mieścimy się wszyscy w szóstkę, bo z przodu poza kierowcą bez problemu mieszczą się dwie osoby. Prosimy kierowcę, by zawiózł nas na plażę w Guanabo, ale najpierw do jakiejś knajpki, bo zdążyliśmy zgłodnieć. Do plaży mamy 5 kilometrów, dookoła nas pole i palmy, a po pewnym czasie także małe, wiejskie chatki. Wreszcie docieramy w miejsce, które utwierdza nas w tym, że cała ta wyprawa miała sens.
Włoska restauracja w szczerym polu
Nasz kierowca wysadza nas tuż przy plaży, pod restauracją, która ma być otwarta (jest godz. 15.00-16.00, a to pora, gdy restauracje na Kubie mogą jeszcze nie działać). Jesteśmy trochę zdziwieni, że w takim miejscu znajduje się jakiś lokal gastronomiczny (w okolicy jest zaledwie parę rybackich chatek, a poza tym szczere pole). Gdy wchodzimy do środka, na małe patio, naszym oczom ukazuje się najpiękniej urządzona restauracja ze wszystkich, które zdążyliśmy jak dotąd odwiedzić w Hawanie i na Kubie. Niech zdjęcia powiedzą same za siebie – małe, ozdobne talerzyki wkomponowane w blaty stołów, kolorowe mozaiki na ścianach (przypominające secesyjną mozaikę katalońską trencadis). Okazuje się, że poza znakomitym wystrojem knajpa ma też do zaoferowania całkiem niezłą, włoską pizzę (bardzo dobre ciasto, mniej wybitne składniki, ale o to, jak już wiemy, nie można mieć do Kubańczyków żalu…).
Przez długą podróż i przerwę we włoskiej knajpce na samą plażę w Guanabo dotarliśmy dosyć późno. Było cicho, spokojnie, pustawo, przy plaży stało kilka rybackich chatek. Postanowiliśmy, że wrócimy taksówką; uznaliśmy, że jedna wycieczka kubańską koleją w zupełności nam wystarczy.
[1] Anna Kiełtyka „Kuba”, wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2014.
/ kuchnia kubańska / gdzie jeść na kubie / gdzie jeść w hawanie / co zjeść na kubie / co zjeść w hawanie / dania na kubie / jedzenie na kubie / jedzenie w hawanie / wakacje na kubie / wakacje w hawanie / wyjazd na kubę / ciekawostki kuba / ciekawostki hawana / atrakcje w hawanie / atrakcje na kubie / turystyka na kubie / co robić na kubie / gdzie jechać na kubie / co zwiedzać w hawanie / co zobaczyć w hawanie / ciekawe miejsca na kubie / ciekawe miejsca w hawanie