Kolonia – więcej niż międzylądowanie
Do Kolonii trafiamy przez przypadek. Szukamy najtańszego połączenia, by wrócić z wysp Zielonego Przylądka do Warszawy. Dzięki promocji Ryanaira na loty z Kolonii do Polski (39 pln od osoby), miasto to zostaje ostatnim etapem naszej wycieczki. Tak oto lądujemy w czwartej co do wielkości niemieckiej metropolii o godz. 23.35 w piątek, a wylot do Warszawy mamy następnego dnia, w sobotę, o godz. 18.00. Co można zrobić w Kolonii w jedną noc i niecały dzień?
Noc spędzamy w klubie muzycznym. Imprezę z dobrą elektroniką znajdujemy w internecie jeszcze przed wyjazdem i postanawiamy adres noclegu dostosować do lokalizacji klubu. Z kolońskiego lotniska do centrum jedziemy pociągiem 15 minut, a pierwszym widokiem po wyjściu z dworca głównego jest górująca nad miastem, mistyczna i mroczna katedra gotycka Kölner Dom. Trudno wymarzyć sobie piękniejsze powitanie. Jak się okaże później, katedra jest jednym z niewielu zabytków, które pozostały ze starej Kolonii, będącej jednym z najstarszych miast Europy. W trakcie II wojny światowej miasto, podobnie jak Warszawa, zostało niemal doszczętnie zrównane z ziemią. Katedra to symbol „miasta kościołów”, a ten przydomek Kolonia zawdzięcza dużej liczbie obiektów sakralnych.
Mimo imprezy do późna następnego dnia wstajemy rano i ruszamy zwiedzać miasto. Nasz koloński gospodarz z Airbnb poleca nam świetne rozwiązanie – darmowe zwiedzanie miasta z przewodnikiem. Wycieczka trwa ok. 2-3 godzin, rusza z Rudolfplatz, gdzie znajduje się jedna z trzech zachowanych starych bram miasta z 1180 roku, których pierwotnie było trzynaście. Wycieczki organizuje grupa CYHI (www.cyhitours.com). „Can You Handle It” to strzał w dziesiątkę. Po mieście oprowadza nas młoda, energiczna i dowcipna Hinduska, która, choć mieszka w Kolonii dopiero parę lat, jest w tym mieście bezgranicznie zakochana. Zainteresowanie zwiedzaniem jest spore, nasza grupa liczy ok. 20 osób z całego świata. W grupie są Hiszpanie, Amerykanie, Portugalczycy, Meksykanie.
Kolonia jest miastem studenckim, z jednym z najstarszych uniwersytetów w Europie, a zarazem jednym z największych w Niemczech. Miasto, zdominowane przez młodych, promienieje, dzięki czemu i starsi ludzie wydają się być młodsi duchem. Roi się tu od małych lokali, knajpek, sklepików, które prowadzą na oko nasi rówieśnicy. Przypada tu najwięcej pubów na głowę, jeśli brać pod uwagę wszystkie niemieckie miasta. W pubach serwuje się koloński frykas – piwo nazywane kölsch (a słowo to oznacza także „dialekt koloński”). Wciąż sporządza się je wedle ściśle strzeżonej, XV-wiecznej procedury i można je wypić tylko tutaj. Dawniej, zgodnie z zapisami prawa, browary mogły wytwarzać kölsch tylko, jeśli znajdowały się w fizycznej bliskości Kölner Dom (było z nich widać katedrę). Jednak z powodu rosnącej zabudowy po jakimś czasie przepisy złagodzono. Obecnie browary powinny mieścić się nie dalej niż 30 km od katedry. Piwo często podaje się w mniejszych szklankach lub nawet w szotach. Trzeba uważać przy piciu – kelnerzy często zamiast pytać, czy chcemy kolejne piwo, po prostu je nam donoszą. Sami powinniśmy powiedzieć „stop”, kładąc na szklankę jej podstawkę. Cena jednego piwa? Między 1,5 a 3 euro, zgodnie z zasadą, że im bliżej Renu, tym wyższe ceny (a dotyczy to nie tylko piwa).
Wieczorami i nocą Kolonia zamienia się w jedną wielką imprezę. Co ważne, jest to impreza multi kulti, bo ciągną tu studenci z całego świata. Niektórzy tak się zakochują w mieście, że postanawiają w nim zostać, jak na przykład nasz gospodarz, Amerykanin z Kalifornii. Przyjechał do Kolonii na wymianę studencką i znalazł tu swoje miejsce na ziemi. Swoje miejsce na ziemi znajdują też w Kolonii geje. Nie bez powodu miasto nosi przydomek „Gaycity” – szacuje się, że ok. 10% jego mieszkańców to homoseksualiści. Rzeczywiście, przy wielu lokalach widać małe flagi lub naklejki w kolorach tęczy, a geje mają tu nawet swoje oddzielne jarmarki bożonarodzeniowe!
Nasza przewodniczka opowiedziała nam wiele ciekawych anegdot związanych z miastem. Była opowieść o artyście, którego znakiem rozpoznawczym jest mały banan malowany na ścianach galerii sztuki, będący rekomendacją do ich odwiedzin. Było też o innych nietypowych inicjatywach artystycznych i kulturowych w mieście, na przykład o muzeum… musztardy. Była historia burzliwego sporu między studentami gromadzącymi się nocą na pewnym placu a jego mieszkańcami, ale obiecaliśmy nie zdradzać jej szczegółów… Było także parę słów o parku Hiroshima, który powstał na gruzach dawnego, romańskiego miasta. To wszystko to dopiero wstęp do opowieści, którą skrywa to miasto, a niecała doba spędzona w Kolonii pozostawiła nas z poczuciem niedosytu.
Paweł 13/10/2017 (12:41)
Świetnie miasto i ludzie tam mieszkający. Sam ostatnio będąc u znajomych super nie tylko się bawiłem i zwiedziłem ale to prawda, że te miasto ma to coś czego inne miasta w Niemczech nie mają. Sam przyznam, że Poznań równie fajne miasto ale Köln strasznie mnie urzekł. Polecam tam wybrać się najlepiej samolotem lub pociągiem. Ale dobrym rozwiązaniem są busy, które dowożą Cię od drzwi do drzwi.