WYSPY ZIELONEGO PRZYLĄDKA – SAL
Już w drodze z lotniska do Santa Marii, gdzie będziemy mieszkać, zauważamy, że słowo „zielony” w nazwie wysp jest nieco mylące. Za szybą taksówki widzimy raczej pustynne krajobrazy. Podobno tylko o niektórych z 26 wysp należących do archipelagu Republiki Zielonego Przylądka można powiedzieć, że są zielone. Wyspa Sal, którą odwiedzamy, jest raczej sucha i wietrzna. Widoki kojarzą się z pustynią lub sawanną – czasem, gdzieś na środku pustkowia rośnie mały krzaczek lub krzew przypominający akację. Woda jest tutaj ok. 35 razy droższa niż w Polsce; bardziej opłaca się pić piwo lub wino. W naszym apartamencie zobaczymy naklejkę z napisem SAVE WATER, DRINK WINE, do czego będziemy się konsekwentnie stosować, oczywiście, ze względów ekologicznych.
Taksówkarz przywozi nas do Porto Antigo (dosłownie stary port), gdzie będziemy mieszkać na wyspie. Ten klimatyczny, kameralny kompleks apartamentów rzeczywiście znajduje się tuż przy dawnym porcie z XVII wieku. Kiedyś przybijały do niego statki pełne towarów i niewolników, płynące z Dakaru w Senegalu na Antyle. Zatrzymywały się tutaj, ponieważ w porcie na Sal znajdował się punkt tranzytowy i przeładunkowy. Ci najsłabsi niewolnicy odpadali już na pierwszym odcinku trasy na Sal, inni zostawali tutaj, na wyspie, a dalej płynęli pozostali, zazwyczaj ci oceniani jako najwytrwalsi. Po dziś dzień wyspy Zielonego Przylądka, w tym wyspę Sal, zamieszkują pięknie zbudowani, wysocy, prężni potomkowie ówczesnych czarnoskórych niewolników. Jednak Kabowerdeńczycy są potomkami nie tylko niewolników, ale także portugalskich kolonizatorów. Wyspy były bowiem oficjalnie portugalską kolonią od 1496 do 1975 roku. Kiedy odzyskały niepodległość, zmieniły nazwę na „Republika Zielonego Przylądka”.
Nie wszystkich mieszkańców wysp ucieszył fakt wyswobodzenia się z rąk portugalskich. Gospodarka kraju, wspomagana dotychczas automatycznie przez rząd portugalski, musiała odtąd wypracować sobie inny, nowy system działania, co wcale nie było proste. Dosyć szybko okazało się, że doskonałym „ratunkiem” dla państwowej ekonomii może być turystyka, zwłaszcza na wyspach takich jak Sal czy Boa Vista, których mocnym atutem są piękne, piaszczyste plaże (a inne wyspy, takie jak São Vicente czy Santo Antão, nie mają prawie w ogóle piaszczystego wybrzeża). Dzisiaj, w 2018 roku, zdecydowana większość Kabowerdeńczyków żyjących na Sal pracuje w turystyce, a nawet przyjeżdżają tu mieszkańcy innych wysp w poszukiwaniu zatrudnienia, które na Sal jest pewne. Bezrobocie na tej wyspie wynosi zaledwie 2% i mówi się, że jest wyborem, a nie koniecznością, bo pracę w sektorze turystyki może tu znaleźć każdy chętny.
Nie dajemy sobie zbyt wiele czasu na odpoczynek po podróży. Mimo różnicy czasu (choć tylko trzygodzinnej) od razu wychodzimy zwiedzać miasteczko, wyposażeni w aparat i wysmarowani kremem z wysokim filtrem. Widok dwóch bladych osób, a do tego z aparatem w ręku, błyskawicznie ożywia lokalnych sklepikarzy i artystów. Uliczki w Santa Marii są pełne małych galerii ze sztuką afrykańską, a ich właściciele witają nas okrzykami: Welcome, my friends! Nice couple! Come have a look at my shop! Nice family! Looki, looki, no stress! Looki looki is free! Na prawie wszystkich sklepach, poza imieniem właściciela, namalowany jest napis NO STRESS, który nie tylko odzwierciedla tutejszy stosunek do życia, ale jest wręcz dewizą życiową mieszkańców wysp. Cabo Verde, no stress, słyszymy tu i ówdzie i od razu jakoś nam raźniej, przyjemniej, a stresy związane z europejskim tempem życia postanawiamy na chwilę odstawić na bok. Choć mogłoby się wydawać, że no stress to dzisiaj jedynie pusty slogan i wabik na turystów, to warto wiedzieć, że taki powolny tryb życia i oszczędzanie energii są głęboko zakorzenione w afrykańskiej mentalności. Ryszard Kapuściński w książce „Heban”, zbiorze reportaży z Afryki, pisze o tym, że oszczędzanie energii dla wielu mieszkańców Afryki jest nie tyle wyborem mentalnościowym, co koniecznością, genetyczną walką organizmu o przetrwanie. Oszczędzanie energii było jedynym sposobem na przetrwanie tam, gdzie od lat panowała susza czy głód – przeforsowany organizm mógłby szybciej się zmęczyć, zachorować i umrzeć. Na szczęście dzisiaj takie problemy nie dotyczą już mieszkańców Republiki Zielonego Przylądka (przynajmniej nie wszystkich), więc wokół hasła NO STRESS możemy budować sobie bardziej pozytywną sieć skojarzeń.
Właściciele galerii ze sztuką i pamiątkami, uliczni handlarze oraz naganiacze, próbujący sprzedać wszystko, od wycieczek objazdowych po zioło, wcale nas nie męczą; można by nawet powiedzieć, że są grzeczni i spokojni. Próbują nas zagaić raz, może dwa razy, a nie widząc zainteresowania, po prostu odpuszczają i pozwalają nam iść dalej. Dzięki temu sami chętniej będziemy wchodzić w interakcje. Po jakimś czasie przekonamy się, że mieszkańcy Santa Marii są kontaktowi i przyjaźni; wcale nie traktują turystów jak maszynki do robienia pieniędzy. Pierwszego lub drugiego dnia mamy już naszego zaprzyjaźnionego lokalesa, który będzie towarzyszył nam przez większość pobytu i przechadzał się z nami po uliczkach miasteczka. Ma na imię Tito.
Dobrze jest mieć swoją wtykę w każdym miejscu, tutaj kimś takim staje się dla nas Tito. Pewny siebie, dostojny i spokojny, a zarazem trochę cwany, wprowadza nas kolejno w co ciekawsze, mniej oblegane przez turystów uliczki i zaułki Santa Marii, gdzie mieszka od urodzenia. Lubi „polować” na turystów i wybiera sobie tych, którzy tylko z jemu znanych powodów najbardziej przypadną mu do gustu. Takim osobom następnie towarzyszy w trakcie spacerów po miasteczku, pokazując im swoje ulubione miejsca. To dzięki niemu trafiamy do małego, klimatycznego fryzjera męskiego, do najciekawszych sklepików z lokalnymi wyrobami, a także na targ z pamiątkami, owocami i warzywami. Czaimy się na egzotyczne owoce, ale przekonamy się, że na Sal trudno dostać inne niż banany i papaje. Większość warzyw i owoców importuje się z pozostałych wysp, na przykład z Santo Antão. W ogóle dostęp do wielu produktów spożywczych, zwłaszcza tych bardziej nietypowych, jest na Sal mocno ograniczony. Trudno tu na przykład o dobrą szynkę i żółty ser czy mięso, za to bez problemu kupi się tanią rybę (5 euro za 1 kg tuńczyka prosto od rybaka) lub dobre wino (głównie portugalskie lub hiszpańskie). Większość produktów importuje się z Brazylii, Portugalii, Włoch i Hiszpanii.
Spacerując po miasteczku szybko zauważamy, że ulubionym zajęciem dzieci jest capoeira i piłka nożna. Dzieciaki ćwiczą wszędzie, do późnych godzin wieczornych. Tito też lubi piłkę, wielokrotnie zdarzało mu się podbiegać do grającej grupki chłopców i włączać się do gry. Jak się później dowiemy od przewodnika, piłka nożna to tutejszy sport narodowy. Jeden z najsłynniejszych piłkarzy świata, Nani, pochodzi właśnie z Zielonego Przylądka, z wyspy São Vicente. Na Sal są zaledwie 3 większe miasta, a przy tym aż 11 klubów piłkarskich! Gdy w 2013 roku Cabo Verde awansowała po raz pierwszy do finałów Pucharu Narodów Afryki, trener kadry narodowej pracował na wieży kontroli na lotnisku i zarabiał… 1000 euro miesięcznie.
Jednego wieczora Tito zabiera nas na skrzyżowanie dwóch uliczek, gdzie mieszkańcy i właściciele małego, lokalnego baru rozstawiają się z tutejszym street foodem. Na dwóch niewielkich grillach leżą kawałki kurczaka, wieprzowiny i sera; to tutaj Tito najczęściej zajada się prostymi, lokalnymi przekąskami. Prawie codziennie wieczorem chodzimy także na caipirinhę do Pubu Calema, gdzie zbierają się głównie lokalsi, a wcześniej na najlepsze włoskie lody w miasteczku. Za słodyczami nasz znajomy nie przepada, więc tylko się nam przygląda, kiedy sprawdzamy kolejne smaki. Wszyscy wsłuchujemy się w ulicznego grajka, któremu całkiem fajnie wychodzą covery anglojęzycznych hitów i ballad portugalskich, pewnie część z nich jest Cesarii Evory, która jest wizytówką Zielonego Przylądka, znaną na całym świecie diwą, napawającą dumą wszystkich Kabowerdeńczyków.
Po dwóch, trzech dniach okazuje się, że bary, knajpki i sklepy Santa Marii są nam już całkiem dobrze znane i bez problemu odnajdziemy się w nich sami, bez naszego towarzysza. Ten za to będzie się z nami udawał na dalsze wyprawy. Zaczynamy od solanek, które znajdują się niedaleko Santa Marii i można się tam wybrać na spacer, marszobieg lub jogging, najlepiej rano lub pod wieczór, gdy jest mniej gorąco. Tito dobrze zna ten teren, pokazuje nam baseny solankowe i kopce soli, ale także prowizoryczne chatki, które przywodzą nam na myśl kadry z „Mad Maxa”. W całej tej okolicy czujemy się trochę jak na planie tego filmu, krajobraz jest w naszym odczuciu wręcz postapokaliptyczny. Kolejne, największe solanki na wyspie znajdują się w okolicy Pedra Lume, na północy wyspy. Na baseny z solą zaadaptowano tam nieckę z kraterem nieczynnego wulkanu. Kiedyś zebraną tu sól eksportowano na cały świat; produkcji na szerszą skalę zaprzestano w 1993 roku. Obecnie w produkowaną tutaj sól zaopatrują się głównie wyspy Zielonego Przylądka.
Tito ogląda z nami także charakterystyczne dla wyspy małe kościoły i kapliczki. Religią dominującą w Republice Zielonego Przylądka jest katolicyzm, ale spora część Kabowerdeńczyków jest wyznania protestanckiego. Odwiedzamy kościół parafialny w Santa Marii, znajdujący się tuż naprzeciwko Pubu Calema, do którego zaglądamy na caipirinhę. Jednego wieczora Tito spotyka na podwórku przed kościołem kolegę, a my wtedy zaglądamy do środka i przez chwilę uczestniczymy w mszy. Miejsce jest pełne, wszystkie ławki są zajęte. Kościół wypełniają radosne śpiewy, przypominające gospel. Wszyscy stoją, klaszczą, niektórzy podrygują. Odwiedzamy także inne kapliczki Sal. Kościółki są najczęściej białe, z dodatkiem jednego pastelowego koloru (niebieskiego, zielonego lub łososiowego). Część z nich jest opuszczona, mają bardzo skromne, a wręcz surowe wnętrze. W Pedra Lume znajduje się najstarsza na wyspie, piękna kapliczka zwana po angielsku Lady Chapel. Wybudowano ją w 1853 roku. W miejscowości Palmeira podziwiamy zaś kapliczkę Capela de São Jose. Palmeira jest głównym portem na wyspie, to tutaj przypływają statki oceaniczne z dostawami żywności i innymi towarami. Z Palmeiry odpływają także promy kursujące między różnymi wyspami Zielonego Przylądka. Rozkład promów jest nieregularny, a informacji na temat dni, godzin i kosztów rejsów raczej nie znajdzie się w internecie.
Podążając za Tito, odwiedzamy także najważniejsze i najpiękniejsze plaże Sal. Numerem jeden w rankingu Trip Advisora jest plaża miejska w Santa Marii, która w sezonie (czyli mniej więcej od listopada do marca) roi się od turystów. My dotarliśmy na Sal w połowie kwietnia, dzięki czemu nie narzekaliśmy na tłumy. Tito energicznie biegnie plażą, wytyczając nam drogę i witając się z kolejnymi kumplami. Mijamy leżaki i parasole, szkołę surfingu (a na wodzie widać paru początkujących surferów w trakcie lekcji). Tito przystaje przy molo, na którym rybacy handlują złowionymi okazami. W okolicy małego deptaku krążą naganiacze i rozstawiają się sprzedawcy pamiątek. To tutaj mieszczą się największe i najbardziej ekskluzywne hotele, z Morabezą na czele. Na horyzoncie majaczą dźwigi – buduje się pierwszy na Sal Hilton. To jeden z wielu placów budowy na wyspie, hotele i apartamentowce powstają nie tylko w Santa Marii, ale także w okolicy innych miasteczek, na przykład koło miejscowości Murdeira. Być może za kilka, kilkanaście lat wyspy będą przypominały bardziej te Kanaryjskie, ale na razie im do tego daleko. Wciąż udaje się im zachować wyjątkowy, bardziej afrykański klimat, mimo że cieszą się coraz większą popularnością wśród europejskich i rosyjskich turystów.
Kolejna plaża, w okolicy miejscowości Murdeira, nazywana jest Ponta Preta, czy dosłownie czarny kamień. Zawdzięcza nazwę czarnym, wulkanicznym skałom, o które rozbijają się fale. Niebagatelne fale – plaża jest jednym z najsłynniejszych spotów surfingowych na świecie. Przy odpowiednich warunkach (dobry swell) zjeżdżają tu najlepsi surferzy, windsurferzy i kitesurferzy ze wszystkich kontynentów. I zdecydowanie nie jest to miejsce dla amatorów. Tito lubi siedzieć na brzegu i obserwować szalejących na wodzie surfistas. W oddali widnieje jedna z kilku gór Sal, Monte Leão, czyli lwia góra, która kształtem przypomina lwi łeb.
Pojechaliśmy też na plażę kajtową, zwaną przez wszystkich kite beach. Znajdują się na niej szkoła kitesurfingu, mały barek, strefa chilloutu w cieniu. W sezonie miejsce jest bardzo oblegane, na wodzie są setki kitesurferów, zarówno tych początkujących, jak i bardziej zaawansowanych. Mimo że kite beach jest najbardziej przystępnym spotem na Sal, warunki do nauki wcale nie są tutaj łatwe. Przy brzegu jest zawsze duży przybój, a dalej fale potrafią być naprawdę spore. Trzeba uważać na pływy, bo przy niższym poziomie wody zaczynają tu i ówdzie pojawiać się skałki w miejscu rafy. Warto też zwracać uwagę na żółwie, które lubią sobie popływać wśród kitesurferów, a zderzenie z nimi może nie należeć do najprzyjemniejszych. Na innej z plaż trzeba z kolei uważać nie na żółwie, ale na rekiny. Miejsce nazywa się Shark Bay i, rzeczywiście, można tu wypatrzeć charakterystyczne płetwy na powierzchni wody. Turyści pod okiem przewodników brodzą w bardzo płytkiej wodzie, stąpając po dość nieprzyjemnych kamieniach, by dotrzeć do miejsca, z którego bardzo dobrze widać wyłaniające się raz na jakiś czas rekinie grzbiety. W ten sposób można znaleźć się w odległości nawet 10 metrów od rekina! Pewnie dlatego nasz Tito nie idzie z nami, ale cierpliwie wyczekuje nas na brzegu.
Tydzień to mało, by poznać wyspę na wylot, ale mamy poczucie, że wykorzystaliśmy go bardzo dobrze. Ostatniego dnia zamawiamy taksówkę na lotnisko, znajdujące się tuż przy stolicy wyspy, Espargos. Szkoda, że nie mieliśmy czasu jej odwiedzić. Podobno mieszka w niej ok. 18 tysięcy osób, podczas gdy na całej wyspie, mierzącej 30 kilometrów wzdłuż i 12 wszerz, łączna liczba mieszkańców wynosi 25 tysięcy. Espargos jest głównym ośrodkiem i „sypialnią” Sal. Często tutaj po całym dniu ciężkiej pracy wracają Kabowerdeńczycy zatrudnieni w hotelach lub restauracjach w bardziej turystycznej Santa Marii. * Teraz i my opuszczamy Santa Marię, niestety na dłużej, ale zamierzamy tu kiedyś wrócić, by dalej poznawać Zielony Przylądek i odkrywać jego inne oblicza – kolejne, może bardziej zielone wyspy? ** Zdaje się, że na nasz powrót liczy także Tito, który, odprowadziwszy nas do taksówki, zaczyna się nam przyglądać w milczeniu, tęsknym wzrokiem. „Pa, Tito, do zobaczenia następnym razem!”, żegnamy się z naszym przyjacielem. Jednak same słowa nie wystarczą. Dopiero gdy go pogłaskaliśmy, poczuł się trochę lepiej, a nawet pomerdał ogonem.
P.S. Na wyspie jest pełno błąkających się, bezpańskich psów. Całymi dniami wylegują się na plażach lub na chodnikach, gdzieś w cieniu. Tito nie jest całkowicie fikcyjną postacią.
P.S. 2 Garść praktycznych informacji. Jak się dostać na Sal (i inne wyspy)? – fragment zaktualizowany po naszej kolejnej wyprawie na Sal, w listopadzie 2018 roku.
Z Warszawy na wyspę Sal latają czartery biura podróży Itaka, a sezon trwa od grudnia do marca. Bilety w standardowych cenach kosztują ok. 4000 zł od osoby, a te last minute można kupić trochę taniej, za 3000 – 3500 zł (koszt uwzględnia przeloty oraz pobyt w hotelu all inclusive). Zdarzały się też lasty za jedyne 1100 zł w dwie strony od osoby – warto czaić się na promocje!
Jak szukać innych połączeń? Czy czasem trafiają się jeszcze lepsze promocje na loty?
- Warto sprawdzać połączenia na stronie portugalskich linii lotniczych TAP. Jeśli zarezerwujemy loty z bardzo dużym, mniej więcej rocznym wyprzedzeniem, to cena przelotu w dwie strony Warszawa-Sal (z międzylądowaniem w Lizbonie) może wynieść jedynie ok. 1500 zł w dwie strony.
- Na stronie jetairfly.com można kupić przeloty last minute z Brukseli (wylot w ciągu kilku najbliższych dni). Koszt biletu może wynosić ok. 100 euro w jedną stronę.
- Kolejna, możliwe, że jedna z najtańszych opcji, to wykupienie lotu liniami Binter (linie Cabo Verde) z Gran Canarii na wyspę Sal (lub inne wyspy archipelagu). Na Gran Canarię z kolei można polecieć bardzo tanio liniami Ryanair. Wszystkie loty w dwie strony potrafią kosztować zaledwie 600-700 zł. Minusem tego wariantu są ograniczenia dotyczące bagażu (nie da zabrać się ze sprzętem windsurfingowym lub kitesurfingowym, a wyspa Sal słynie przede wszystkim z idealnych warunków do uprawiania tych dyscyplin). W Ryanairze za sprzęt sportowy trzeba dopłacić, zaś linie Binter w ogóle nie umożliwiają transportu takiego sprzętu.
- Na stronie tuifly.de można kupić loty z dużym, kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Samoloty wylatują z różnych niemieckich miast, np. Hanoweru, Monachium, Norymbergi. Kiedyś zdarzały się przeloty za 220 euro w dwie strony na wyspę Sal lub Boa Vista. Od jakiegoś czasu tak niedrogie przeloty są rzadkością, więc właściwie bardziej opłacalną opcją jest czarter z Warszawy.
Wizę kupuje się tuż po wylądowaniu na wyspie, kosztuje 25 euro i pozwala na pobyt na Zielonym Przylądku przez 30 dni. Dla dziecka do drugiego roku życia wiza jest bezpłatna. W kraju nie są wymagane żadne szczepienia. Waluta to escudo, ale prawie wszędzie można z niewielką stratą płacić w euro.
Bardzo polecamy Wam wycieczkę po wyspie rowerami elektrycznymi, na grubych, terenowych kołach, dostosowanych do kamienistego i piaszczystego terenu. Rowery można wypożyczyć w jednym punkcie w Santa Maria, niedaleko molo. W grę wchodzą dwa warianty – wypożyczenie na cały dzień (8 godzin) oraz na pół dnia (4 godziny), przy czym ten drugi wariant jest o wiele bardziej opłacalny, dlatego że baterii i tak nie starcza na dłużej niż na 4 godziny. Koszt pół dnia wynajmu to 20 euro za rower. Taka wycieczka daje niezwykłą możliwość poznania wyspy z zupełnie innej perspektywy i warto się na nią wybrać w bezwietrzne dni (których na Sal nie ma wiele) – upał przy zerowym wietrze staje się zbyt męczący w trakcie plażowania, a z kolei brak wiatru w trakcie jazdy rowerem zamienia się w atut.
Zachęcamy także do obejrzenia naszej toplisty degustacyjnej z wyspy Sal.
Jeśli macie ochotę lepiej poznać Republikę Zielonego Przylądka, to koniecznie udajcie się na wycieczkę z Sal na inne wyspy, takie jak São Vicente (wyspa Cesarii Evory) czy tropikalną i górzystą Santo Antão.
Podobne, choć bardziej europejskie klimaty czekają na Ciebie na wyspie Fuerteventura, jednej z Wysp Kanaryjskich.
Jeśli interesują Cię z kolei afrykańskie kierunki, polecamy naszą relację z wyspy Zanzibar.
* Aktualizacja wpisu po naszej kolejnej wyprawie na Sal, w 2018 roku *
* Tym razem udajemy się na krótką wycieczkę do Espargos, stolicy wyspy. Z całej wyprawy najciekawszym doświadczeniem jest przejażdżka minibusem, czyli tutejszym transportem zbiorowym, bo samo miasto wydaje się nam niezbyt interesujące. Poza ładnym, małym rynkiem w okolicy parkingu minibusów niewiele miejsc przykuwa naszą uwagę. Wszystkie uliczki i budynki są do siebie podobne i brakuje im „tego czegoś”, uroku, którego z pewnością nie można odmówić bardziej turystycznej miejscowości Santa Maria. Jeśli więc Wasz pobyt nie należy do najdłuższych i raczej brakuje Wam czasu, to z pewnością możecie zrezygnować z wyprawy do Espargos. Fajna jest natomiast przejażdżka minibusem, czyli tutejszą marszrutką, która aż trzęsie się od granych na cały regulator lokalnych hitów muzycznych. Nie jest to najszybsza forma transportu, bo należy czekać, aż bus się zapełni, za to z pewnością najtańsza (przejazd kosztuje zaledwie 1 euro od osoby, małe dzieci jadą za darmo).
** Rzeczywiście, niektóre Wyspy Zielonego Przylądka są bardziej zielone, co udaje nam się odkryć w trakcie drugiego pobytu w tym kraju. Lecimy na wyprawę na dwie inne wyspy – São Vicente i Santo Antão. Ta druga jest zdecydowanie najpiękniejsza ze wszystkich wysp, które odwiedziliśmy!
Na poniższej mapie znajdziecie przede wszystkim restauracje wspomniane w topliście degustacyjnej:
/ republika zielonego przylądka / wyspy zielonego przylądka / wyspa sal / zielony przylądek / atrakcje wysp zielonego przylądka / atrakcje na sal / ciekawe miejsca na sal / wyjazd na sal / wyjazd na wyspy zielonego przylądka / ciekawostki o wyspach zielonego przylądka / ciekawostki o sal / wakacje na wyspach zielonego przylądka / wakacje na sal / pobyt na sal / pobyt na wyspach zielonego przylądka / co trzeba zobaczyć na wyspach zielonego przylądka / czy warto jechać na wyspy zielonego przylądka / czego spróbować na wyspach zielonego przylądka / plaże na wyspach zielonego przylądka / plaże na sal / surfing na sal / zwiedzanie wysp zielonego przylądka / zwiedzanie sal / co zwiedzać na wyspach zielonego przylądka / co zwiedzać na sal / afryka / informacje praktyczne o wyspach zielonego przylądka / reportaż z wysp zielonego przylądka / relacja z wysp zielonego przylądka /
Ewa 17/05/2016 (20:34)
Świetny reportaź. Proszę pozdrowić, pogłaskać Tito ode mnie 😀
Monika Baczyńska 19/05/2016 (14:42)
Baaaardzo fajny reportaż! Super się go czyta i przepiękne zdjęcia!
Długo się zastanawiałam, skąd wzieliście tego Tito, a tu nagle… 😉 hehe. Fajny pomysł!
S. 22/07/2016 (12:47)
Świetne kadry, fajna relacja 🙂
Magda 04/11/2016 (11:16)
Właśnie przymierzam się do wyjazdu… Relacja bardzo pomocna i ciekawa. Czy możesz coś więcej napisać o przelotach między wyspami i o stanie technicznym lokalnych samolotów? Patrząc na zdjęcia mam wątpliwości, czy mogę zaufać „międzywyspowemu” lotniczemu przewoźnikowi. Pytam, bo nie należę do osób latających bezstresowo 🙂 A w ofercie mam dwa takie loty…
Obieżysmak 04/11/2016 (17:50)
Sami nie mieliśmy jeszcze okazji polecieć na inną wyspę niż Sal – mamy dopiero taką wyprawę w planach. Linie, które latają między wyspami archipelagu, to kabowerdeńskie TACV (https://flytacv.com/). Czy to właśnie ich loty masz w ofercie? Jeśli tak, to nie masz się czego obawiać 🙂 Słyszeliśmy od paru osób, które już nimi latały, że oferują dobry standard i samoloty są przyzwoitej jakości. Sami na pewno będziemy przemieszczać się właśnie nimi. Można też pomyśleć o promach, które kursują często i między większością wysp, ale ich rozkładów raczej nie da się odszukać w internecie, więc pozostaje zaplanowanie takiej wyprawy dopiero na miejscu.
Magda 05/11/2016 (10:17)
Dziękuję Obieżysmaku za odpowiedż. Mam nadzieję, że mój miejscowy organizator zaproponuje wlasnie te linie… a jak nie, to bede negocjowac 🙂 A prom tez jest w planie. Z wyspy Sao Vicente na wyspe Santo Antao.
Magdalena 04/05/2017 (12:56)
witam, bardzo mi się spodobała relacja, rozważamy z mężem wyjazd do Santa Maria i zastanawiamy się czy w lokalnych pubach jest muzyka na żywo, aby usiąść, coś zjeść itp. i posłuchać muzyki. Jeśli Państwo trafili na takie miejsca to proszę o namiary.
Obieżysmak 16/05/2017 (18:21)
Witamy, w Santa Maria jest sporo knajp z muzyką na żywo i dobrym jedzeniem. Możemy polecić na przykład takie miejsca:
Le Prive – muzyka na żywo, kuchnia francuska, a do tego ciekawa atrakcja – „tajemniczy ogród” w lokalu,
Ocean Cafe – bardziej klub, dobra pizza i tapasy, a we wtorki i środy od godz. 21.00 występy na żywo lokalnych muzyków,
Hotel Morabeza – w każdą sobotę bufet za 30 euro, a potem muzyka na żywo,
Sabores & Livros – miejsce bez muzyki na żywo, ale za to z jedną z najlepszych kuchni w miasteczku
Kasia 14/05/2017 (10:30)
Dziękuję za przydatne informacje. Właśnie planuje dwutygodniowym pobyt na wyspie Sal z dzieckiem. Czy pobyt na wyspie jest bezpieczny? Jak miejscowi reagują na przyjezdnych? Czytałam o drobnych incydentach jak kradzieże, znalazłam też informację, że lepiej podróżować w zorganizowanej grupie. Ciekawa jestem jak wygląda to z waszego punktu widzenia.
Obieżysmak 16/05/2017 (18:25)
Z tego, co wiemy, kiedyś kradzieże zdarzały się częściej. Od paru lat na wyspach jest bezpieczniej, przede wszystkim dzięki temu, że turystyka się rozwija, a więc poziom życia mieszkańców znacząco się podniósł. Nam nigdy nie przydarzyło się nic nieprzyjemnego. Wielokrotnie wracaliśmy do naszego mieszkania po zmroku lub nawet w nocy i czuliśmy się bezpiecznie.
Magdalena Brud 06/03/2018 (12:10)
„Woda jest tutaj ok. 35 razy droższa niż w Polsce; bardziej opłaca się pić piwo lub wino.” Pasuje mi to, w środę wylot z Katowic :))))))
Ewelina 27/10/2018 (15:57)
Dzięki za fajny reportaż. Chciałam zapytać o taksówki, np. z lotniska. Czy są łatwo dostępne, tanie/drogie? Czy między miasteczkami Sal poruszaliście się właśnie taxi? będę wdzięczna za odpowiedź 🙂 pozdrawiam!
Obieżysmak 27/10/2018 (17:59)
Taksówki na wyspie są łatwo dostępne, na lotnisku czy w dużym mieście taksówkarze często sami Cię znajdą 😉 i są postoje. W trakcie krótkiego pobytu (tydzień-dwa tygodnie) naszym zdaniem bardziej opłaca się jeździć taksówkami (o ile nie ma tych przejazdów w planie dużo codziennie) niż wynajmować auto. Ceny raczej zachodnioeuropejskie, z konkretnych kwot, to pamiętamy, że ponad półdniowa mini-wycieczka objazdowa po wyspie z taksówkarzem-przewodnikiem kosztowała nas ok. 50 euro od osoby. Między miasteczkami kursują też autobusy komunikacji miejskiej, warto przynajmniej raz przejechać się którymś z nich, to fajna przygoda! My w ten sposób jeździliśmy z Santa Marii do stolicy i z powrotem. Udanego pobytu!
Przemek 02/12/2018 (12:23)
Super opis 🙂 Jestem zwolennikiem zwiedzania na własną rękę przy pomocy autka. Czy pamiętacie może ile kosztuje wynajem auta na 1 lub 2 dni? Chciałbym skorzystać z auta zwiedzając chociaż północną część wyspy 🙂
Obieżysmak 02/12/2018 (21:45)
Dzięki za miłe słowa 🙂 Wynajmem najtańszego auta typu Fiat Panda na 1 dzień kosztuje 40-50 EUR. I naszym zdaniem nie potrzeba lepszego samochodowego (np. terenowego), żeby z powodzeniem pojeździć po wyspie, na przykład po jej północnej części. Udanego wyjazdu!
Iza 05/01/2019 (21:42)
Cześć, przydatne porady i fajne zdjęcia. Lecę z mężem 11.05.19 na Sal do Santa Maria. Już nie mogę się doczekać aczkolwiek 9-cio godzinny lot mnie trochę przeraża :-). Pozdrawiam.
Aga 17/02/2019 (14:51)
Cześć, macie namiar na waszego lokalnego „przewodnika” Tito? Planujemy Sal i przydał by się właśnie taki ktoś.
Obieżysmak 18/02/2019 (08:59)
Cześć, zachęcamy do przeczytania tekstu do końca… 🙂
Anonim 18/02/2019 (19:56)
Ha!!! Czytaj do końca i ze zrozumieniem;)
Beata 31/07/2019 (14:26)
Świetny wpis!:) Mam pytanie, co warto przywieźć jako pamiątkę z wyspy Sal?:)
Anonim 14/08/2019 (18:48)
Witam też byłem na sal.super widoki jest bezpiecznie.warto przywieźć sobie oryginalny grog czyli lokalny bimber i super mają kawę.bardzo dobra.byłem tam w marcu i to chyba najlepszy termin na odpoczynek.
Anonim 08/09/2019 (17:53)
Jestem teraz na Sal. No stress! Pozdrowienia od Tito!
Obieżysmak 12/09/2019 (14:58)
Dzięki 🙂 Podrap go od nas za uchem 😉
Piotr. 13/11/2019 (13:05)
Bardzo fajny opis.
Byliśmy na Sal w ubiegłym roku i całą wyspę można zwiedzić w jeden dzień.
W przypadku pobytu np 3-4 osób najbardziej opłaca się i jest najkorzystniejsze wypożyczęnie samochodu .
Koszt 50 eu za dzień.
Wyspę ktoś inteligentny zwiedzi sam i dotrze wszędzie również samemu po dostaniu mapy z Hotelu.
Na wyspie jest tylko jedna droga.Towarzysz tylu Tito to jeden z setek naciągaczy na wyspie który za 10 euro sprzeda nawet siostrę .
Katarzyna 18/05/2021 (16:38)
Fantastycznie opowiedziane, właśnie jestem na Sal i jutro wybieram się z hotelu Riu Palace Santa Maria do miasteczka owego. Dzieki za podpowiedzi i życzę dużo szczęścia w podróżach i nie tylko….. Kasia
Agnieszka 18/07/2021 (17:14)
Osobiście polecam wycieczki z lokalsami, ciekawe, więcej atrakcji i z humorem a przede wszystkim pomagacie lokalnej ludności. Na mini promenadzie na przeciwko hotelu Belorizonte spotkacie np. Nelsona Mandelę 😀zawsze w kapeluszu, który zaoferuje Wam fantastyczne wycieczki po wyspie, przejażdżkę katamaranem z wyjątkowo miłá obsługą, podglądanie żółwi, przejażdżki buggy off road i wiele więcej. Jeśli znacie choć trochę angielski to skorzystajcie. Wycieczki są bezpieczne i dobrze zorganizowane. Skorzystaliśmy z nich i mogę śmiało stwierdzić, że są lepsze niż te z biur podróży. Będziecie się dobrze bawić, a przy okazji pomożecie lokalsom i ich rodzinom a nie wielkim zagranicznym firmom. Poszukajcie Mandeli, on sam wszystko wyjaśni. Ale Wam zazdroszczę , 😀