PODRÓŻOWANIE Z NIEMOWLAKIEM W DUCHU RODZICIELSTWA BLISKOŚCI
Zanim w naszym życiu pojawiła się córka, długo zastanawialiśmy się nad tym, jak to będzie dalej z blogiem i podróżowaniem. Czy podróżowanie z niemowlakiem okaże się równie przyjemne i proste? Czy uda nam się wyjeżdżać razem z Melą? Czy organizacja życia we trójkę nas przerośnie i podróże będą zbyt wielkim wyzwaniem? W teorii (jeszcze przed ciążą i w jej trakcie) wszystko wydawało się całkiem proste. Tyle osób wyjeżdża, to i my damy radę. Jest tyle gadżetów, które to wszystko ułatwiają – będzie dobrze. W praktyce – kiedy Melka pojawiła się na świecie – sprawy zaczęły się komplikować. Poczuliśmy, co to naprawdę znaczy, że dziecko wszystko zmienia i że odtąd ono będzie w naszym życiu priorytetem. Książki o podróżach i reportaże zastąpiliśmy blogami parentingowymi i poradnikami. Szybko okazało się, że wkręciliśmy się w jeden, konkretny nurt wychowania – rodzicielstwo bliskości (dla wtajemniczonych i dalej często zwane „rb”). Ze względu na specyficzne podejście rb do budowania więzi i do opieki nad dzieckiem, podróż z Melą zaczęła nam się wydawać jeszcze większym wyzwaniem. Jak to wszystko sprawnie poukładać? Tak, inni bez problemu podróżują z dziećmi. I może w dużej mierze wychodzi im to dlatego, że mniej się wszystkim przejmują, chociażby płaczem dziecka. („Będzie płakać? Spoko. Wypłacze się i w końcu zaśnie.”). Czy to możliwe, żeby Melka się nie wypłakiwała, skoro w trakcie wyjazdu będą takie newralgiczne momenty, gdy trudniej będzie interweniować? Czy można tak totalnie na luzie karmić piersią wszędzie? A co jeśli przebodźcujemy nasze dziecko? Przecież te wszystkie gadżety na niewiele się zdadzą – już wiemy, że większość z nich jest do niczego niepotrzebna. Lub w naszym przypadku nie działa – Melka na przykład nie ssie smoczka. Czy damy radę wyruszyć w podróż w duchu rodzicielstwa bliskości? Ten wpis będzie o tym, czy w naszym odczuciu w trakcie pierwszej dłuższej wyprawy nam się to udało. Podróżnikom nie-rodzicom lub jeszcze-nie-rodzicom wyjaśnimy, czym jest rodzicielstwo bliskości i dlaczego na nie postawiliśmy, a rodziców wkręconych w rb postaramy się zachęcić do tego, by bez oporów podróżowali ze swoimi dziećmi. To dopiero początki naszej rodzicielskiej podróży, więc w żadnym wypadku nie chcemy kreować się na autorytet. Ten wpis ma tylko na celu podzielenie się naszymi doświadczeniami, które być może będą dla Was przydatne.
Czym jest to „rb”?
Rodzicielstwo bliskości to styl wychowania i opieki nad dzieckiem, wedle którego zakłada się, że między dzieckiem a rodzicami tworzy się od samego początku silna więź emocjonalna, która będzie miała wpływ na całe przyszłe życie dziecka. Jeśli rodzice są wrażliwi i reagują na potrzeby dziecka, pomagają mu przywiązać się do siebie w bezpieczny sposób, co będzie sprzyjało prawidłowemu rozwojowi emocjonalnemu i społecznemu dziecka i znacząco wpłynie na jego poczucie szczęścia. W rb słucha się uważnie tego, co dziecko komunikuje, także poprzez płacz (który jest uznawany za sposób komunikowania potrzeby, a nie, chociażby, formę manipulacji rodzicem). To podejście jest o tyle fajne, że oparte jest na wrażliwości, miłości i intuicji, którą posiada każdy rodzic. Rb stoi w silnej opozycji do treningu i tresowania dzieci – pozostawiania ich samych w łóżeczku aż się wypłaczą, zmuszania do jedzenia co dwie godziny czy planowania i narzucania, kiedy pójdą spać. W rb zakłada się, że dziecko od razu, gdy pojawi się na świecie, staje się pełnoprawnym członkiem rodziny, którego potrzeby i emocje szanujemy tak samo jak swoje. Rb to także powrót do korzeni i w pewnym sensie ekowychowanie. Nasi praprapraprzodkowie nie znali smoczków, bujaczków, mleka w proszku, łóżeczek niemowlęcych, a ich dzieci były noszone i uczestniczyły w codziennym życiu dorosłych.
Stosowanie zasad rodzicielstwa bliskości w podróży
Przedstawioną przed chwilą, bardzo uproszczoną definicję rodzicielstwa bliskości rozwiniemy teraz o kluczowe założenia teorii, zwane narzędziami lub filarami rb. Filary tego podejścia do rodzicielstwa stworzyli i rozwinęli William i Martha Sears, amerykańscy pediatrzy, twórcy i propagatorzy nurtu rb [1]. Przyjrzymy się temu, jak ma się stosowanie tych kluczowych zasad do podróżowania z dzieckiem.
- Karmienie piersią
To jeden z najważniejszych elementów rb – karmiąc piersią mama poznaje dziecko, staje się wrażliwsza na jego sygnały. Karmiąc piersią karmimy na żądanie, dzięki czemu dziecko od samego początku uczy się rozróżniać głód od sytości. Nie wmuszamy jedzenia o stałych porach, nie odmierzamy skrupulatnie ilości przyjmowanego pokarmu. Obserwujemy nasze dziecko i reagujemy. Pierś to wielofunkcyjne narzędzie i nie tylko o karmienie tu chodzi, ale także o niezawodny uspokajacz i środek przeciwbólowy. Zapewnia ona dziecko o tym, że mama jest przy nim i że jest bezpieczne. Dzięki temu wszystkiemu karmienie piersią idealnie sprawdza się w podróży. Spójrzmy na atuty podróżowania z dzieckiem karmionym piersią.
- Karmimy na żądanie – wtedy, kiedy dziecko wyraża ochotę (lub wtedy, kiedy mama wyraża ochotę), czyli nie musimy trzymać się kurczowo żadnego harmonogramu, pilnować godzin, co byłoby w podróży dodatkowym utrudnieniem.
- Karmimy wszędzie, w dowolnym momencie. W restauracji, w trakcie spaceru, na plaży, w samolocie. To nasze prawo i nikt nie może mieć z tym problemu. Pamiętam, że przed wyjazdem bardzo stresowałam się karmieniem w miejscach publicznych – wypada, nie wypada? Jak ludzie mogą na to zareagować? W trakcie podróży i pobytu w Hiszpanii nie zdarzyło mi się ani razu, by ktoś w jakikolwiek sposób dziwnie zareagował lub krzywo spojrzał na mnie i córkę przy piersi.
- Nie musimy zabierać ze sobą wielu akcesoriów potrzebnych do karmienia butelką, czyli automatycznie zwalnia nam się miejsce w bagażu. My wybraliśmy się w pierwszą podróż samolotem z Melką, gdy miała 4 miesiące i był to czas idealny. Już po „IV trymestrze ciąży”, ale jeszcze przed rozszerzaniem diety. Jedynym pokarmem córki było wciąż mleko z piersi – cóż za wygoda!
- Pierś idealnie sprawdza się jako uspokajacz w trudnych momentach, na przykład, kiedy coś dzieje się pierwszy raz. Może być na przykład pomocnym „gadżetem” w samolocie, zwłaszcza podczas startu i lądowania (uspokojenie i wyrównanie ciśnienia). Gdziekolwiek dziecko by się nie znalazło, czuje się bezpiecznie, jeśli mama (a zwłaszcza jej pierś) jest w tym momencie z nim. Gdy sobie to uświadomimy, obawy związane z podróżą powinny być nieco mniejsze. Mamy przecież pod ubraniem niezawodny, unikalny sposób na to, by nasze dziecko czuło się dobrze wszędzie.
- Noszenie dziecka
„Nie noś, bo się przyzwyczai”? Jeśli już, to nie noś, żeby odzwyczaić. Dziecko było noszone przez 9 miesięcy, a teraz mamy mu fundować traumę, nie podtrzymując tych warunków? Na pewno nie w rodzicielstwie bliskości. Dzieci wychowywane w duchu rb nie leżą same w bujaczkach lub wózkach, jeśli marudzą lub płaczą. Jednak w noszeniu nie chodzi tylko o niewypłakiwanie się, ale także o odkrywanie świata. Dziecko noszone – na rękach, w chuście, w nosidełku – poznaje świat z perspektywy rodzica. Dociera do niego o wiele więcej bodźców i, co ciekawe, „częściej znajduje się w stanie czujnego spokoju, który stymuluje odkrywanie świata” [2]. Noszenie pomaga także budować mocniejszą więź między dzieckiem a rodzicem i pogłębia poczucie bezpieczeństwa dziecka. („O! Znowu jestem w nowym miejscu! O! I jestem tutaj z mamą / tatą! Ale fajnie! W tej sytuacji chętnie pozwiedzam.”). Podróż to w dużej mierze noszenie dziecka, więc świetnie się składa. W trakcie wyjazdu odkryliśmy, że na naszą Melę nowości i atrakcje działają uspokajająco. W nowych miejscach, w nowym otoczeniu i wśród nowych osób zazwyczaj była zaciekawiona i spokojniejsza niż w domu. Nosiliśmy ją na rękach w samolocie, na plażach, w sklepach, nosiliśmy w chuście w trakcie zwiedzania, dłuższych spacerów. Korzystaliśmy także z wózka, ale w przypadku naszej córki to sprawdza się przeważnie tylko na śpiocha (wkładamy ją do wózka, gdy już zaśnie). Na nosidełko było jeszcze dla nas za wcześnie, ale zamierzamy z niego korzystać w trakcie kolejnych wypraw, gdy Melka będzie już siedziała.
- Spanie blisko dziecka
Współspanie – spanie z dzieckiem w jednym łóżku lub co najmniej w tym samym pomieszczeniu – sprawia, że dziecko czuje się bezpieczniej, a także ułatwia nocne karmienia (a więc i mama lepiej się wysypia). Niezwykle ułatwia także wspólny wyjazd. Wystarczy nam, tak jak dotychczas, jedno duże łóżko małżeńskie (a zawsze można też dziecko odłożyć do gondoli wózka, który i tak ze sobą wzięliśmy). Proste i wygodne dla wszystkich rozwiązanie, nie wspominając już o tym, że może zmniejszyć koszty zakwaterowania 🙂 Jednym z nielicznych gadżetów, z których korzystaliśmy na wyjeździe, była elektroniczna niania z kamerką – przydawała się, kiedy chcieliśmy na przykład posiedzieć wieczorem ze znajomymi, gdy córka już zasnęła. Podgląd video przydał się o tyle, że mogliśmy interweniować, gdy tylko Mela zaczynała się wiercić. Dzięki temu czasem udawało się sprawnie zadziałać tak, by nie rozbudziła się na dobre.
- Wiara, że płacz dziecka jest jego sposobem komunikacji
Stosunek do płaczu dziecka to kolejny bardzo istotny element, którym wyróżnia się rb. Dla nas osobiście jeden z najistotniejszych, taki, który sprawił, że ta teoria nas naprawdę przekonała. Zawsze mieliśmy podejrzliwy stosunek do rad typu „niech sobie trochę popłacze”, „musi oczyścić płucka”, „przewinięta, nakarmiona, to czego może jeszcze chcieć?”. Fajnie, że w rodzicielstwie bliskości niemowlę i dziecko traktuje się jak człowieka i zakłada się, że może płakać z naprawdę wielu, przeróżnych powodów, a płacz to nic innego, jak jego sposób komunikowania się ze światem zewnętrznym. Komunikowania o jakiejś niespełnionej potrzebie, a może ich być co nie miara (potrzeba bliskości, miłości, atrakcji…). I, uwaga, komunikowania, a nie manipulowania. Naukowcy już bowiem dawno odkryli, na ile jest rozwinięty mózg kilkumiesięcznego dziecka. Z pewnością nie na tyle, by mogło ono w jakikolwiek sposób manipulować rodzicem. Brak reakcji rodzica na płacz to sygnał dla dziecka, że nie ma nikogo, kto mógłby zaspokoić jego potrzeby. Dlatego na przykład dzieci w domach dziecka po jakimś czasie przestają płakać. Dzieci jaskiniowców porzucane przez nich gdzieś na środku sawanny też po jakimś czasie przestawały płakać. Żeby oszczędzać energię i żeby nie ściągać na siebie drapieżników.
Żeby nie rozwijać już wątku o tym, dlaczego wypłakiwanie się jest złe, skupmy się teraz na tym, jak podejście do płaczu w duchu rb pomaga w podróży. Pomaga w bardzo prosty sposób – całkowicie zmienia nasze nastawienie do płaczu naszego dziecka. Przed podróżą jednym z naszych głównych zmartwień było to, co zrobimy, gdy nie będziemy mogli Melki uspokoić w samolocie, na lotnisku, w aucie. Dlaczego się tym martwiliśmy? Oczywiście głównie dlatego, że nasza cywilizacja narzuca nam pewien sposób myślenia o płaczącym dziecku. Dziecko, które płacze, jest niegrzeczne / marudne / źle wychowane. A to, które siedzi cicho, jest grzeczne / dobrze wychowane. STOP. Płacz dziecka jest czymś naturalnym i nikogo nie powinien dziwić. Dziecko jest pełnoprawnym pasażerem każdego lotu i będzie płakało tyle, ile uzna za konieczne. A ja jako rodzic zrobię wszystko, żeby moje dziecko uspokoić, stosując wszystkie znane mi i sprawdzone na moim dziecku metody. (Dlatego między innymi zabieramy ze sobą w każdą podróż piłkę gimnastyczną, bo takie kołysanie bardzo uspokaja Melę.).
A co z płaczem w newralgicznych momentach, takich jak odprawa na lotnisku? Oczywiście, optymalnie jest reagować najszybciej, jak to możliwe, a najłatwiej to zrobić, gdy nie podróżuje się z dzieckiem w pojedynkę. My we dwójkę zawsze jakoś dawaliśmy radę podzielić się zadaniami, a dodatkowo mogli nam pomóc znajomi, z którymi podróżowaliśmy. W trakcie wyprawy okazało się także, że Mela naprawdę płakała mało w tych kluczowych momentach, co z pewnością było dużym ułatwieniem. Start i lądowanie samolotu po prostu przesypiała, a w wycieczkach uczestniczyła z zaciekawieniem. Nastawialiśmy się na najgorsze, a tymczasem w większości sytuacji byliśmy przez naszą Melkę pozytywnie zaskoczeni.
- Wystrzeganie się dziecięcych „treserów”
O tym trochę już pisaliśmy przy okazji wypłakiwania się. Rodzicielstwo bliskości odrzuca wszystkie te rady, które nie mają nic wspólnego z troskliwą opieką nad dzieckiem, ale służą wygodzie rodzica i promują „zimny wychów”. W trakcie podróży z niemowlakiem bardzo często zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, zaburzające plan dnia. Jeśli więc na co dzień „tresujemy” nasze dziecko, to jak zamierzamy podejść bardziej elastycznie i „na luzie” w trakcie wspólnych wakacji? Pogódźmy się po prostu z tym, że podróże z niemowlakiem będą inne, bardziej nieprzewidywalne i starajmy się przekuć to na zaletę tych wyjazdów. Warto mieć na względzie to, że nie powinniśmy na siłę naginać dziecka do naszego planu, ale starać się dostosować plan do dziecka, czy może raczej uwzględniać je w naszym planie. Przykład: wiemy, że na zwiedzanie czy zakupy najłatwiej będzie nam wyruszyć tuż po tym, gdy Melka zaśnie. Dostosowujemy więc plan działania do niej, a nie zmuszamy ją do atrakcji, gdy jest zmęczona, doskonale wiedząc, czym to się skończy. Dzięki rozsądnemu planowaniu unikniemy niepotrzebnego stresu – naszego i malucha. Wystarczy więc planować wszystko z sercem, traktując niemowlę jak partnera w podróży i uwzględniając jego potrzeby? Tak, tylko to podejście sprawdzi się wyłącznie przy wyjazdach planowanych i organizowanych na własną rękę (to akurat nas dotyczy), a może być o wiele trudniejsze, jeśli chcemy wybrać się z dzieckiem na zorganizowaną wycieczkę ze szczegółowym programem zwiedzania (co zdecydowanie odradzamy).
- Równowaga
Ostatni z wymienionych filarów rb, który nakazuje rodzicom, by nie zaniedbywali swoich potrzeb, swojego związku i potrafili dziecku odmawiać. Czy zaprzestanie podróżowania, które dotychczas było naszą pasją, tylko dlatego, że w naszym życiu pojawiła się Mela, nie zachwiałoby znacząco tej równowagi? Oczywiście, że tak! Być może z czasem stalibyśmy się zgorzkniałymi, uwięzionymi w czterech ścianach ludźmi. Podróżujemy więc z naszym dzieckiem nie tylko dla niego, by wspierać jego rozwój, ale także, a może przede wszystkim, dla siebie – by być szczęśliwymi i spełnionymi rodzicami.
A na koniec warto przytoczyć słowa Agnieszki Stein, psycholog dziecięcej promującej rodzicielstwo bliskości. Wśród jednych z najważniejszych prezentów, jakie można dać swoim dzieciom na całe życie, wymienia ona „przekonanie o zmienności wszechświata”. Stein tak pisze o tym przekonaniu: „ludzie, którzy wierzą w to, że świat i oni sami podlegają zmianom, lepiej radzą sobie z wyzwaniami i porażkami. Nie zniechęcają się, zakładając, że są do niczego, ale wierzą w to, że mogą się nauczyć i zmienić swoje zachowanie”[3]. Pozwólmy naszym dzieciom odkrywać różne światy i oswajać się ze zmianami poprzez podróżowanie.
Dla tych, którzy szukają bardziej praktycznych informacji na temat podróżowania z niemowlakiem…
- Lot liniami Enter Air z Warszawy na Fuerteventurę trwał ok. 5,5 godziny. Cena biletu dla niemowlęcia (dziecka do 2. roku życia) w tych liniach to 10% standardowej taryfy. Dziecku przysługuje bagaż podręczny do 5 kg oraz dowolny wózek (w tym także składający się z dwóch części, czyli gondola + stelaż).
- Wózek oddaje się pod pokład dopiero przy wejściu do samolotu, a odbiera wraz z bagażem rejestrowanym (zazwyczaj w sekcji z bagażem ponadwymiarowym). Warto mieć w nim jak najmniej rzeczy, bo trzeba go rozkładać przy prześwietlaniu bagaży.
- Dziecko do drugiego roku życia nie ma własnego miejsca w samolocie, ale siedzi z rodzicem, na jego kolanach. Otrzymuje się specjalny pas, który jest przedłużeniem pasu bezpieczeństwa rodzica.
- Zazwyczaj w jednej z toalet samolotowych znajduje się przewijak, ale jest bardzo, bardzo mały. O wiele wygodniej jest przewinąć dziecko na siedzeniu. A jest spora szansa, że takie dodatkowe (wolne) siedzenie dostaniemy, jeśli poprosimy o to przy odprawie, a samolot nie jest pełen. Nam udało się w ten sposób podróżować w dwie strony i było to bardzo wygodne, bo nie musieliśmy trzymać córki cały czas na rękach, tylko mogliśmy ją w każdej chwili położyć na siedzeniu między nami.
- Na wielu lotniskach rodzice z niemowlakiem i małym dzieckiem mają pierwszeństwo przy odprawie i nie muszą stać w kolejce. Ta zasada obowiązuje na przykład na lotnisku Chopina w Warszawie. Zawsze warto o to zapytać, by niepotrzebnie nie tracić czasu w kolejce.
- Na lotniskach standardem są schludne pokoje do przewijania i karmienia, z wygodnymi fotelami.
- Szum i zmiany ciśnienia w samolocie działają na wiele dzieci usypiająco. Przy starcie i lądowaniu warto przystawić dziecko do piersi, by ssanie i picie wyrównywało ciśnienie.
- Za dodatkową opłatą można zamówić taksówkę z fotelikiem dla dziecka, choć nigdy nie ma gwarancji, że akurat będzie w terenie kierowca, który będzie miał w aucie fotelik.
- Dokumenty dziecka, które trzeba zabrać w podróż, to książeczka zdrowia i dowód osobisty (jeśli podróżujemy po UE) lub paszport (bardziej opłacalny, bo sprawdzi się w podróżach po UE zamiast dowodu, ale przyda nam się także poza UE). Przy składaniu wniosku o paszport muszą być obecni oboje z rodziców. Paszport kosztuje 30 zł i jest ważny przez 5 lat.
- Na ile można / warto zaplanować wyjazd z dzieckiem? Warto stosować taki system, jak stosowaliśmy dotychczas (w naszym przypadku będzie to na przykład spisanie najciekawszych miejsc, restauracji itp. w miejscu, do którego jedziemy). Nie planujmy jednak z wyprzedzeniem, którego dnia i o której godzinie będziemy zwiedzać daną atrakcję. Plan działania modyfikujmy na bieżąco, dostosowując się do dziecka i do okoliczności, które odkryjemy na miejscu (np. odległość naszego zakwaterowania od najbliższej plaży, jakość dróg i chodników – możliwość przemieszczania się z wózkiem, możliwość ochrony dziecka przed słońcem).
- Zabierzmy ze sobą apteczkę zaopatrzoną jeszcze lepiej niż dotychczas. Weźmy koniecznie lek przeciwbólowy, krem na słońce, sól fizjologiczną do przemywania oczu dziecka (przy pierwszym poważniejszym kontakcie ze słońcem możliwe łzawienie, wręcz reakcja alergiczna), krem kojący po słońcu lub nawet na oparzenia słoneczne, maść na ugryzienia.
- Na wyjazd z niemowlakiem siłą rzeczy trzeba wziąć większy bagaż. Styl podróżowania taki jak dotychczas (wyjazd na 2 tygodnie z bagażem podręcznym) jest raczej niemożliwy i wydaje nam się konieczne dokupienie przynajmniej jednego bagażu rejestrowanego, by tam zmieścić chociażby zapas pieluch czy podkładów do przewijania. Dwa małe sposoby na redukcję bagażu? Ograniczcie swoje kosmetyki do minimum – w miarę możliwości korzystajcie z kosmetyków dziecka, które i tak musicie zabrać na wyjazd. Ograniczcie swoje ubrania na rzecz ubrań dla dziecka – tych drugich i tak musicie mieć zapas na każdą pogodę, a na przebieranie w tych pierwszych i tak nie macie już czasu 🙂
[1] „Księga rodzicielstwa bliskości” W. i M. Sears, wyd. Mamania, Warszawa 2013. O filarach można przeczytać także we wpisie „7 filarów Rodzicielstwa Bliskości” na blogu „Dzieci są ważne” – http://dziecisawazne.pl/7-zasad-rodzicielstwa-bliskosci/. [2] Ibidem. [3] Agnieszka Stein „Dziecko z bliska”, s. 41, wyd. Mamania, Warszawa 2012.
podróż z dzieckiem / podróż z niemowlakiem / podróż z niemowlęciem / podróż z małym dzieckiem / jak podróżować z dzieckiem / jak zorganizować podróż z małym dzieckiem / lot samolotem z dzieckiem / lot samolotem z niemowlakiem / latanie z dzieckiem / latanie z niemowlakiem / podróżowanie z małym dzieckiem / podróżowanie z niemowlakiem / zwiedzanie z małym dzieckiem / zwiedzanie z niemowlakiem / czy można podróżować z dzieckiem / czy można latać z małym dzieckiem / czy można latać z niemowlakiem / zasady rodzicielstwa bliskości w podróży / podróże a rodzicielstwo bliskości / karmienie piersią w podróży / jak karmić piersią na wyjeździe / karmienie dziecka na wyjeździe / noszenie niemowlaka w podróży / noszenie niemowlaka na wyjeździe / wyjazd z małym dzieckiem / wyjazd z niemowlakiem / wakacje z małym dzieckiem / wakacje z niemowlakiem / spanie z dzieckiem w podróży / spanie z niemowlakiem na wyjeździe / zasady rb w podróży / podróż a rb /
Paweł Mąka 26/05/2017 (14:41)
Wspaniale to opisaliście! A niektórzy rodzice boją się przyzwyczajać do siebie dziecka, bo później niby będzie niesamodzielne… Masakra.
Natalia 19/06/2017 (14:07)
Ja z małą podróżowałam wszędzie i mam na myśli nie tylko te długie eskapady ale też każde jedno wyjście do sklepu, ze znajomymi na kawę… gdzie się dało brałam ją ze sobą i traktuje to jako wielką korzyść, z tym spaniem blisko rodziców też ważna sprawa, ja zrezygnowałam na początku z łóżeczka, tylko w wózku barletta z adamexu mała zasypiała i dla mnie ważne było, że ona czuje się komfortowo a ja mam ją też blisko bo wózek koło łóżka, wgl tym wózkiem to przemierzyłyśmy razem nieprzebrane kilometry